Odnajdując pełnię, znaczenie i sens w smutku
Żyjemy w kulturze, która raczej nie lubi smutku. Można to
odczuć na każdym kroku. Reklamy wciskają nam lekarstwa na cierpienie i lęk.
Podczas prac nad najnowszym spisem kryteriów diagnostycznych padają propozycje
wpisania żałoby do grupy zaburzeń psychicznych.
Ale możemy zastosować inne podejście. Możemy się zatrzymać.
Dać sobie trochę czasu. Możemy docenić naturę ludzkiego smutku taką, jaka ona
jest.
Carl Rogers powiedział, że to co jest najbardziej osobiste,
jest też najbardziej ogólne. Kiedy więc rozmawiałem z klientem, który stracił w
wypadku samochodowym swoje dziecko, zupełnie naturalnie uruchomiła się pamięć
mojego doświadczenia. Nie straciłem dziecka, ale straciłem brata. Pomyślałem o
śmierci Randiego i o tym, co ta strata znaczyła w moim życiu.
Zdjęcie: Barbara Blencoe
Mój starszy brat Randy jest pośrodku, młodszy Dave na jego
kolanach i ja. Czasami myślę, że widzę w tym zdjęciu z 1957 roku cały świat.
Wspomnienie związane z Randim zawiodły mnie do głębokiego, ciemnozielonego
lasu zachodniej części stanu Waszyngton, gdzie dorastałem. Ten wilgotny las zawsze
zielonych drzew pełen jest specyficznego zapachu. Można poczuć życie i śmierć w
tej niezwykłej obfitości. Czasami zwali się wiekowe drzewo. To smutne zobaczyć
wielką, przepiękną choinę leżącą na ziemi po setkach lat rośnięcia wzwyż. Te
stare drzewa leżą w puszczy latami i gniją, dając życie nowym drzewom. Zawsze
na leżącym pniu pojawia się po jakimś czasie osiem albo dziesięć nowych drzew. Powoli,
przez dziesiątki lat, pień będzie wchłaniany przez nowe życie. Te upadłe drzewa
nazywane są kłodami „piastunkami”.
Okazuje się, że nowemu drzewu bardzo trudno jest znaleźć dobre
miejsce do rośnięcia. Światła na ziemi jest mało i paprocie walczą zajadle o
każdy centymetr gleby i każdy promień słońca. Te zwalone drzewa dają nasionom
miejsce trochę wyżej, gdzie jest trochę więcej światła, wilgoci i pożywienia.
Kiedy przyjrzysz się uważnie, nawet wiele lat po zniknięciu pnia, zobaczysz
rząd drzew, które wykarmił.
Czasami w życiu nowe rzeczy rosną na tych, które upadły,
albo niedaleko od nich. Zastanawiam się, co nowego może wyrosnąć z tragedii
utraty dziecka, co to takiego może być?
Myślę też o ludziach, którzy to teraz czytają. Co wiecie o
rzeczach, które upadły? O tym, co jest nieodwołalnie stracone? Zastanawiam się
czy masz w sobie wolę, by zatrzymać się na chwilę i zauważyć tę stratę,
zobaczyć jej twarz. Jeśli możesz wyhodować coś nowego i pięknego na tej
stracie, coś co uhonorowałoby to, co przepadło, to co by to mogło być?
Randy popełnił samobójstwo wiele lat temu. Małe drzewa nie
zaczęły rosnąć od razu. Po 25 latach wciąż widzę jego twarz, zwłaszcza jego
krzywy uśmiech. Gdy patrzę na to, co pielęgnowałem przez te wszystkie lata gdy
go nie było, na ludzi, projekty, które rosły z nasion i ustawiały się w rzędy
rok po roku, karmione tą tragedią, zastanawiam się czy byłby ze mnie dumny. Czy
czułby się uhonorowany moją pamięcią o nim.
Zdjęcie: Mauro Leoni, 2010
Moje rzędy drzew to moi studenci, pacjenci, ludzie z całego
świata, z którymi rozmawiam o sensie i znaczeniu, o jasnych i ciemnych stronach
życia.
Myślę, że jako profesjonaliści jesteśmy to winni naszym
klientom, przyjaciołom, rodzinie, żeby nie patologizować czy demonizować
smutku, który z pewnością, wcześniej czy później, odwiedzi każdego z nas. Miłość
i smutek płyną z tego samego źródła. Nie ma możliwości, żeby odwrócić się od
tego co straciliśmy, nie odwracając się od tego, co kochaliśmy.
Zapraszam wszystkich, studentów, klientów, ciebie do
odpoczynku w moim małym ogrodzie, gdzie docenianie smutku nie jest chorobą.
Umość się i oddychaj. Pozwól się sobie tym nasycić. Pozwól rozwijać się
konwersacji. Pozwól sobie zastanowić się nad tym, co mogłoby wyrosnąć z tej
żyznej gleby życia.
„Jedna kropla zapomnienia na cały świat bólu
Prosta sprawa; zachowuję jednak cierń,
By nie utracić róży”
Randy? Słyszysz mnie? Wiedz proszę, że Cię pamiętam, głęboko i nieustająco i pielęgnuję mój mały ogród w imię twojej pamięci.
Namaste Y'all from Oxford, Mississippi,
Kelly Wilson
tłm. JW.