Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cierpienie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cierpienie. Pokaż wszystkie posty

sobota, 29 sierpnia 2020

Ból jest nieunikniony; cierpienie jest opcjonalne

 


"Ból jest nieunikniony; cierpnie jest opcjonalne" - to stare buddyjskie powiedzenie, spopularyzowane zostało przez Harukiego Murakamiego. 

Ból jest częścią życia. Nie musi rządzić twoim życiem. Cierpienie nie jest naturalną częścią życia. Sami to sobie robimy. 

Umierają nasi bliscy. Tracimy pracę, tracimy domy. Chorujemy. Łamiemy kości. To jest życie. To boli. Gdy czujemy ten rodzaj bólu, nazywamy to właściwą odpowiedzią na wydarzenia życiowe, które bolą. 

Gdy zrobisz kilka kroków wstecz i spojrzysz krytycznym okiem na swoje życie, zauważysz, że wymienione wyżej wydarzenia, na szczęście, nie przytrafiają się nam ani bardzo często, ani regularnie. A jednak niektórzy mają poczucie, że ból przejmuje panowanie nad ich życiem. To się nazywa cierpienie. Skąd ono pochodzi? Od ciebie!

Co to znaczy? Postaram się to wyjaśnić w lżejszy sposób. Gdybyśmy spotkali się miesiąc temu i kopnęłabym cię w piszczel, to by bolało. Czułbyś fizyczny ból w piszczelu. Mógłbyś też poczuć ból emocjonalny. Gdybyś potem spędził miesiąc na myśleniu "co za jędza!, dlaczego mi to zrobiła?" i rozpatrywałbyś w głowie różne warianty tego, co mi powiedz, gdy mnie spotkasz - to byłoby cierpienie. 

Im więcej o tym myślisz, tym bardziej intensywne uczucia się pojawiają. Możesz zauważyć, że czujesz ogromną złość albo jesteś bardzo zdenerwowany za każdym razem, gdy o tym myślisz. Znowu to przeżywasz. Równie dobrze mogłabym być obok ciebie każdego dnia i każdego dnia kopać cię w piszczel. 

Gdy coś takiego się wydarza, to nie ja sprawiam ci ból. Cierpisz, bo nie pozwalasz temu odejść. 

Może myślisz, że to jest nie fair - dlaczego niby miałbyś pozwalać temu odejść?

W perspektywie całego życia, takie wydarzenia nie są ważne. Ja nie jestem ważna. Są dużo większe rzeczy, których nie możesz kontrolować, a które sprawią ci ból. A inne rzeczy? Te małe rzeczy? Zapytaj sam siebie, czy naprawdę są tak ważne, żeby zajmować to bezcenne miejsce w twojej głowie i sprawiać, że będziesz się źle czuć? To jest ten moment, kiedy akurat masz kontrolę. Wybór, czy podążać za niefunkcjonalnymi myślami, czy zająć się tym co ważne należy do ciebie! Jeśli nie będziesz powtarzać w kółko tego co się wydarzyło, skupić się na tym, co ważne tu i teraz, nie wejdziesz w niepotrzebne cierpienie. 

Kiedy coś cię rani, czujesz właściwy ból. Ten ból z każdą chwilą robi się coraz lżejszy. Pozwól mu wtedy odejść. 



Na podstawie dr Elaine Ryan

środa, 2 października 2019

Cierpienie czy etykieta

Od jakiegoś czasu żyjemy w niewoli diagnoz. Na wszystko musi być diagnoza. Diagnoza klasyfikuje ludzi, porządkuje, ustawia w kolejkach do specjalistów. Wiele zaburzeń diagnozowanych jest niemal prewencyjnie (sarkazm), na wszelki wypadek, albo dlatego, że pacjent tego wymaga. Ja sama jestem ogromną przeciwniczką diagnoz w pracy terapeutycznej. Diagnoza nie pozostawia szerszego pola do działania, odbiera wyobraźnię, wtłacza w ramki i każe w nich tkwić bez względu na wszystko. Nie ma mowy, żeby myśleć po za pudełkiem, na jego rancie, albo w dalszej odległości od niego (improwizacja na temat "think outside the box).

Oczywiście zdarza się, że diagnoza tłumaczy człowiekowi jego zachowania. Dzięki temu stajemy się bardziej przewidywalni dla samych siebie. O swoim ADHD i lekkim Aspergerze dowiedziałam się niedawno. Nie zmieniło to w moim życiu niczego... no może stałam się dla siebie odrobinę bardziej pobłażliwa. Gdy wypełniałam testy na wiele pytań mogłam odpowiadać z dwóch poziomów: poziomu wyjściowego, który znam doskonale i jest moją najgłębszą jaźnią (wtedy pewnie miałabym większego Aspergera, ADHD wyszło "level max") i z poziomu świadomego działania - moja mama, nauczyciele, znajomi i świat nauczyli mnie jak w pewnych sytuacjach się zachowywać, żeby nie tkwić nieustająco na krawędzi życia społecznego, a w zasadzie nawet trochę po ową krawędzią.

Nikt mi nie wierzy, że moja empatia jest wyuczona. A jest. Sama z siebie nie mam za grosz współczucia. Ale nauczyłam się go. Bardzo pomogła mi praktyka Zen, praktyka mindfulness i terapia akceptacji i zaangażowania. Niezwykle cenne było studiowanie tekstów Kellego Wilsona i Gabora Mate - osób tak głęboko współodczuwających, że bardziej chyba nie można.

Czy gdybym swoje diagnozy dostała w wieku szkolnym, byłabym tym kim jestem? Ze wszystkimi doświadczeniami - przyjemnymi i trudnymi, durnowatymi i uczącymi? Czy utknęłabym w jakiejś szufladce? Nie wiem. Ale cieszę się, że choć nie było lekko, to przeżyłam kawał niesamowitego życia, skacząc z tematu na temat. Bycie terapeutą też nie jest moim ostatnim słowem.

Jakże często rzeczy wspaniałych dokonują ludzie, którzy nie wiedzą, że tego co zrobili zrobić się nie dało. Albo ci, którzy nic sobie nie robili z ogólnie panujących standardów. Jak Cliff Young, który dzięki pracy z owcami zrewolucjonizował "rynek" ultra maratonów, choć patrzono na niego z dużym dystansem.

Trafiła do mnie kiedyś pacjentka z wypisem ze szpitala psychiatrycznego. Znalazła się tam z powodu napadu lęku w związku z przeżytym kilka dni wcześniej dużym kryzysem. Okazało się, że miała epizod psychotyczny, który miał rozwinąć się w schizofrenię (sic!). Tyle diagnoza. Trafiła do mnie, bo usłyszała, że pracuję trochę niestandardowo. Po jednym spotkaniu wiedziałam, że ta diagnoza jest bez sensu. Będzie wielkim stygmatem i niczym więcej. Popracowałyśmy i teraz moja pani z sukcesem prowadzi firmę, założyła rodzinę i przysyła mi czasem zdjęcia z wakacji. Nauczyła się jak radzić sobie z kryzysami, pracuje nad sobą, jej życie ma sens i kierunek.

Gdy pacjenci pytają mnie co im jest, odpowiadam: cierpienie. Ale to zła odpowiedź. Powinnam powiedzieć: to depresja, lęki, zaburzenie obsesyjno-kompulsyjne, epizod psychotyczny, osobowość z pogranicza i tak dalej. Bardzo nie lubię tak mówić. I uczę pacjentów, że nazwa nie jest ważna, ważne jest właśnie cierpienie, które nie pozwala doświadczać życia we wszystkich jego aspektach. Nie obiecuję, że cierpienie zniknie. Stosując ACT uczę jak w praktyce zastosować radę Marka Edelmana, który na pytanie: "Co robić gdy w życiu jest ciężko?" odpowiedział: "Nie zwracać na to uwagi, robić swoje".




Ps: diagnozy oczywiście czasami są potrzebne, ale trzeba pamiętać, że psycholog czy psychoterapeuta nie diagnozują; diagnozować może tylko lekarz psychiatra. No i warto zostawiać sobie po diagnozie przestrzeń. Bo w przypadku spraw związanych z psyche diagnoza to nie wyrok.






wtorek, 24 lipca 2018

Jak radzić sobie w trudnych chwilach

Życie nigdy nie jest usłane różami. Po górkach przychodzą dołki. Czasem mniejsze, czasem większe. W pewnym wieku zaczyna szwankować zdrowie, czasami pojawiają się problemy w pracy, czy w życiu rodzinnym. Ktoś odchodzi, ktoś umiera, ktoś zawodzi nasze zaufanie. Nie można tego uniknąć. Najważniejsze to robić swoje w zgodzie ze sobą. 

Ha! Łatwo napisać, gorzej zrobić. Zazwyczaj w takich chwilach czujemy się jakbyśmy mieli zaraz się rozpaść, robi się czarno dookoła, brakuje tchu, pojawia się bezsilność i beznadzieja. To jest normalne i naturalne. Taka jest reakcja głowy i organizmu. Nie ma sensu z tym walczyć. Ale też nie ma sensu temu ulegać, bo pochłonie szybciej niż bagno. 

Większość, jak nie wszyscy, chcą się jak najszybciej pozbyć bólu, trudności, zawirowań. Chcemy żyć w spokoju, pokoju i przyjemnościach. To też naturalne, ale jest to jednocześnie zaprzeczanie rzeczywistemu doświadczeniu. Nie można się oszukiwać. I szkoda tracić tak niesamowitą możliwość rozwoju. 

Ludzie, którzy odnieśli sukces powtarzają, że nie ma porażek, są lekcje. Tak samo jest z trudnymi doświadczeniami. Każde z nich może nas czegoś nauczyć, może otworzyć przed nami nowe możliwości i może otworzyć nas na owe możliwości. Postawieni przy ścianie podejmujemy decyzje i działania, na które wcześniej brakowało odwagi i siły. Z drugiej strony to doskonały czas do prawdziwego, głębokiego bycia ze sobą. Obserwacja tego, co się z nami dzieje w trudnym czasie, nie tylko ułatwia przetrwanie tego czasu, ale pozwala lepiej poznać siebie, swoje mechanizmy, możliwości i słabości. 

Nie odkryję Ameryki pisząc, że tylko w pełni świadome doświadczenie pozwala z godnością iść przez życie. Pisałam to już wiele razy. Pisali o tym, i piszą, inni. Ale chyba warto to powtarzać, jeśli nie dalej jak wczoraj, zdarzyła mi się myśl, że już tak bardzo nie chcę tego bólu w plecach... Na szczęście zauważyłam tę myśl, podziękowałam głowie za nią i skupiłam się na bardziej funkcjonalnej praktyce. 

Więc gdy rzeczywistość da ci w twarz:

- zauważ czego w danej chwili doświadczasz - doświadczasz czyli co czujesz, jakie masz odczucia w swoim ciele; nie to co mówi o tym głowa; to bardzo ważne, bo głowa potrafi tworzyć niesamowite historie i czarować nas nimi na poziomie masters; zauważ czego doświadczasz i nazywaj to, bez względu na to, jak trudne to jest, jak bardzo chcesz się tego pozbyć,
- zauważaj wszystkie myśli, które się pojawiają; nie próbuj się ich pozbyć, po prostu pozwól im przychodzić i odchodzić, nie angażuj się w nie,
- jeśli to czego doświadcza jest bardzo, bardzo silne, nie wstydź się łez, krzyku czy zwinięcia się w kulkę - jeśli takie jest twoje doświadczanie w tej chwili to jest ok
- nie musisz kochać tego co czujesz, ale pamiętaj, że to twoje odczucia, twoje doświadczenia, pozwól im być takimi, jakie są, nie próbuj ich zmieniać, otwórz siebie, otwórz swoje serce - na tyle, na ile możesz w tej chwili i pozwól im po prostu być
- gdy już się trochę oswoisz z tym, co czujesz, wyobraź sobie, że robisz tym odczuciom miejsce, tyle miejsca ile potrzebują, żeby spokojnie oddychać; dzięki temu ty też zaczniesz normalnie oddychać i poczujesz jak bardzo twoje jest to wszystko, czego doświadczasz (a to jest niesamowita chwila!)

Następnym razem gdy znowu przytrafi się coś, co przygnie cię do podłogi, będziesz mieć doświadczenie doświadczania. Uśmiechniesz się pod nosem i powiesz: ok, takie jest moje doświadczanie w tej chwili, jestem żywa, mam prawo czuć i mam prawo czuć też to, co nie jest miłe i przyjemne, ale jest moje i to jest właśnie piękne. Choć trudne. Usiądziesz, zamkniesz oczy i wczujesz się całą sobą w to, co akurat będzie w tobie grało. A potem wstaniesz i zrobisz to, co jest do zrobienia. Bez walki. 

Przesyłając moc miłości,
J.


piątek, 16 czerwca 2017

Jak przetrwać ciężkie chwile

Czasami życie stawia nas w trudnych sytuacjach i czujemy się jakby cały świat zapadł się w ciemność. Te trudne sytuacje to między innymi:

- strata bliskiej osoby,
- otrzymanie złych, smutnych wiadomości,
- problemy finansowe,
- zły czas w pracy,
- rozstanie z partnerem,
- ostra kłótnia w związku,
- choroba,
- głębokie zmęczenie,
- ból fizyczny i/lub psychiczny,
- zranienie emocjonalne.

To trudne sytuacje i normalne, że czujesz się źle i nieszczęśliwie. Oczywiście natychmiast przychodzą myśli dlaczego życie jest takie ciężkie i dlaczego akurat Tobie się to przytrafia. Dlaczego nie może być po prostu dobrze, albo chociaż trochę lepiej?

Często te sytuacje są po za nami, nie mamy na nie żadnego wpływu, nie możemy ich zmienić, nie możemy nic naprawić. Ale to nie znaczy, że trzeba zatapiać się w brudnym cierpieniu i nie można doświadczać małych, jasnych chwil, które niesie ze sobą fakt życia jako takiego. 

Oto kilka prostych technik, które mogą Ci w tym pomóc:


1. Pozwól sobie na bycie nieszczęśliwą. Kiedy czujemy się źle, kiedy cierpimy, wszystko czego chcemy to pozbyć się tego uczucia. Uciec daleko i nie czuć tego, co czujemy. Zignorować to. Oddzielić się od tego. Znieczulić się alkoholem, albo narkotykami. Wyjechać. Odwrócić uwagę. To bardzo ludzie zachowania. Ale niestety żadna z tych strategii nie działa na długą metę. Mogą one zadziałać na chwilę, ale w szerszym rozrachunku tylko pogorszą samopoczucie. Zamiast więc próbować się tego pozbyć, pozwól sobie być nieszczęśliwą. Powiedz sobie, że to ok czuć się źle, to w porządku czuć ból. To naturalne. Zatrzymaj się na chwilę i pozwól sobie poczuć to. Stań się jednym ze swoim cierpieniem. Bez oceniania. Bez porównywania. Zobacz czy możesz się zaciekawić tym, co czujesz aktualnie. Zobacz czy możesz to eksplorować jak ciekawski naukowiec, który po raz pierwszy zobaczył cierpienie czy złe samopoczucie. Naukowcy nie niszczą odkrytych zjawisk - studiują je! Poczuj więź ze swoim cierpieniem. Przecież to kawałek ciebie. Nie jest przyjemne, ale cię nie zabija. I tak naprawdę to jest właśnie ten moment, kiedy zaczyna się leczenie, gdzie budzi się poczucie szczęścia.

2. Traktuj cierpienie jako dowód życia. Teraz, kiedy już stoisz twarzą w twarz z cierpieniem i bólem, kiedy jesteś w stanie ich dotknąć i doświadczać tej jedynej w swoim rodzaju więzi... zobacz, że w zasadzie jest to łagodne uczucie bycia żywym. Życie to nie odcięcie i unikanie. Życie to nie motylki i słoneczko. Żyć znaczy cierpieć, odczuwać lęk, mieć poczucie osamotnienia. Pozwól sobie to poczuć, wyobraź sobie, że tak właśnie czuje się życie. No tak, może powiedzieć, że to do dupy... albo z lekka sarkastycznie "Tija, cóż za niezwykle interesujące doświadczenie bycia żywą". ALe to trochę jak skos z bungee. Albo gdy sobie wyobrazisz, że możesz latać: połączenie strachu, ekscytacji, szoku i radości. To niezwykłe doświadczenie! I z takim niezwykłym doświadczeniem masz teraz do czynienia w swoim życiu!

3. Odnajdź wdzięczność w małych rzeczach. Wdzięczność? W takim stanie? A jednak... spójrz na rozkwitające kwiaty, na owady uwijające się pomiędzy nimi. Posłuchaj wiatru. Popatrz na niebo. Nie oceniaj. Nie interpretuj. Po prostu bądź. Zwróć uwagę na muzykę. Pomyśl o tym, co wydaje ci się oczywiste... za to też możesz być wdzięczna. Masz dach nad głową. Masz co jeść. Masz przyjaciół, którzy cię wspierają. Możesz robić co tylko chcesz. Posmakuj świeżej truskawki z targu. Poczuj wszystkie zapachy zupy, którą właśnie gotujesz. Zobacz! Oddychasz! Możesz znaleźć wdzięczność we wszystkich tych rzeczach i wieli innych. I możesz to zrobić w każdej chwili i w każdym miejscu. Także teraz. Dokładnie w tym momencie. Poszukaj teraz trzech rzeczy czy doświadczeń, za które jesteś wdzięczna.

4. Odkryj radość w byciu żywą. Tak! Jesteś żywa. Żyjesz. W twoich żyła płynie krew pompowana przez nieustająco pracujące serce. Twoje płuca bez chwili zatrzymania wymieniają dwutlenek węgla na powietrze. To nie byle co! I czyż nie jest to niesamowite?

Tak, wiem. To trudne. Nie twierdzę, że robienie tego, co powyżej magicznie zmieni wszystko na lepsze. Ale pamiętaj, że obok cierpienia jest zawsze radość, którą można zobaczyć i której można doświadczać... Jeśli tylko się odważysz...






Na podstawie Leo Babauta JW

piątek, 22 kwietnia 2016

Nowy wymiar pomocy

Długo mnie nie było. Ale miałam ku temu ważne powody. 

Mój kalendarz podzielony jest na cztery części - praca psychologiczna, dzieci i dom, pisanie, praca nas sobą (aktywność fizyczna i rozwój osobisty). Pacjentów zrobiło się tak dużo, że ograniczyłam czas, który miałam przeznaczony na pisanie. Z jednej strony cieszyłam się, że mogę pomóc większej liczbie osób, z drugiej czułam frustrację, że nie robię tego wszystkiego, co sobie założyłam, a jest to i tak 1/10 tego, co w ogóle chciałabym robić (ale doby się nie rozciągnie).

Frustracja może być niszcząca, ale może też być budująca. Moja frustracja zamieniła się w pomysł stworzenia prostego mechanizmu pomocy online. Nie wszyscy potrzebują regularnej terapii. Nie wszyscy są na nią gotowi. Niektórzy się wstydzą. Innych na nią nie stać. 

Dla Was wszystkich uruchomiłam stronę pomoc psychologiczna online . 

To pomoc psychologiczna przez e-mail. Proste, łatwe i... nie, nie wiem czy przyjemne, ale z pewnością skuteczne. 

Pomoc psychologiczna online to 100% anonimowości - tylko Ty decydujesz jakie dane mi ujawnisz i z jakiego adresu e-mail napiszesz. Mnie tak czy inaczej obowiązuje tajemnica zawodowa. Maile kasowane są z zewnętrznych serwerów po tygodniu. I nigdy nie ściągam ich na swój komputer. 

Możesz napisać o każdej porze dnia i nocy. Ja odpowiadam w ciągu 3 dni. 

Wychodząc z założenia, że każdy, choćby najmniejszy krok jest ważny, taka forma pomocy ma bardzo duży sens. Może otworzyć Cię na inny rodzaj pracy, może wskazać różne drogi wyjścia z kryzysu, może dać realne wsparcie, może pokazać narzędzia, które ułatwią stawanie na nogi, albo podjęcie decyzji o standardowej terapii. 

Czy to jest skuteczne? Wszystkie badania, które znalazłam w akademickich bazach danych wskazują, że indywidualna pomoc przez e-mail jest efektywna. Dla mnie osobiście najważniejsze jest to, że teraz kontakt z terapeutą jest tak łatwy, że łatwiejszy chyba być nie może. A to daje szansę na jeszcze szerszą pomoc. 


Zapraszam więc serdecznie do korzystania z tej formy pomocy i przekazywania wiedzy o niej tym, którzy mogą jej potrzebować. 

Do... napisania :-)

http://pomocpsychologicznaonline.pl




środa, 23 września 2015

Doceniając prosty fakt ludzkiego smutku


Odnajdując pełnię, znaczenie i sens w smutku

Żyjemy w kulturze, która raczej nie lubi smutku. Można to odczuć na każdym kroku. Reklamy wciskają nam lekarstwa na cierpienie i lęk. Podczas prac nad najnowszym spisem kryteriów diagnostycznych padają propozycje wpisania żałoby do grupy zaburzeń psychicznych. 

Ale możemy zastosować inne podejście. Możemy się zatrzymać. Dać sobie trochę czasu. Możemy docenić naturę ludzkiego smutku taką, jaka ona jest. 

Carl Rogers powiedział, że to co jest najbardziej osobiste, jest też najbardziej ogólne. Kiedy więc rozmawiałem z klientem, który stracił w wypadku samochodowym swoje dziecko, zupełnie naturalnie uruchomiła się pamięć mojego doświadczenia. Nie straciłem dziecka, ale straciłem brata. Pomyślałem o śmierci Randiego i o tym, co ta strata znaczyła w moim życiu. 

 
Zdjęcie: Barbara Blencoe
Mój starszy brat Randy jest pośrodku, młodszy Dave na jego kolanach i ja. Czasami myślę, że widzę w tym zdjęciu z 1957 roku cały świat. 

Wspomnienie związane z Randim zawiodły mnie do głębokiego, ciemnozielonego lasu zachodniej części stanu Waszyngton, gdzie dorastałem. Ten wilgotny las zawsze zielonych drzew pełen jest specyficznego zapachu. Można poczuć życie i śmierć w tej niezwykłej obfitości. Czasami zwali się wiekowe drzewo. To smutne zobaczyć wielką, przepiękną choinę leżącą na ziemi po setkach lat rośnięcia wzwyż. Te stare drzewa leżą w puszczy latami i gniją, dając życie nowym drzewom. Zawsze na leżącym pniu pojawia się po jakimś czasie osiem albo dziesięć nowych drzew. Powoli, przez dziesiątki lat, pień będzie wchłaniany przez nowe życie. Te upadłe drzewa nazywane są kłodami „piastunkami”.



Okazuje się, że nowemu drzewu bardzo trudno jest znaleźć dobre miejsce do rośnięcia. Światła na ziemi jest mało i paprocie walczą zajadle o każdy centymetr gleby i każdy promień słońca. Te zwalone drzewa dają nasionom miejsce trochę wyżej, gdzie jest trochę więcej światła, wilgoci i pożywienia. Kiedy przyjrzysz się uważnie, nawet wiele lat po zniknięciu pnia, zobaczysz rząd drzew, które wykarmił. 

Czasami w życiu nowe rzeczy rosną na tych, które upadły, albo niedaleko od nich. Zastanawiam się, co nowego może wyrosnąć z tragedii utraty dziecka, co to takiego może być?

Myślę też o ludziach, którzy to teraz czytają. Co wiecie o rzeczach, które upadły? O tym, co jest nieodwołalnie stracone? Zastanawiam się czy masz w sobie wolę, by zatrzymać się na chwilę i zauważyć tę stratę, zobaczyć jej twarz. Jeśli możesz wyhodować coś nowego i pięknego na tej stracie, coś co uhonorowałoby to, co przepadło, to co by to mogło być?

Randy popełnił samobójstwo wiele lat temu. Małe drzewa nie zaczęły rosnąć od razu. Po 25 latach wciąż widzę jego twarz, zwłaszcza jego krzywy uśmiech. Gdy patrzę na to, co pielęgnowałem przez te wszystkie lata gdy go nie było, na ludzi, projekty, które rosły z nasion i ustawiały się w rzędy rok po roku, karmione tą tragedią, zastanawiam się czy byłby ze mnie dumny. Czy czułby się uhonorowany moją pamięcią o nim.

Zdjęcie: Mauro Leoni, 2010
Pielęgnowanie mojego ogrodu z pomocą przyjaciela Giovanni Meselli, Bressanone, Italy 2010.

Moje rzędy drzew to moi studenci, pacjenci, ludzie z całego świata, z którymi rozmawiam o sensie i znaczeniu, o jasnych i ciemnych stronach życia. 

Myślę, że jako profesjonaliści jesteśmy to winni naszym klientom, przyjaciołom, rodzinie, żeby nie patologizować czy demonizować smutku, który z pewnością, wcześniej czy później, odwiedzi każdego z nas. Miłość i smutek płyną z tego samego źródła. Nie ma możliwości, żeby odwrócić się od tego co straciliśmy, nie odwracając się od tego, co kochaliśmy. 

Zapraszam wszystkich, studentów, klientów, ciebie do odpoczynku w moim małym ogrodzie, gdzie docenianie smutku nie jest chorobą. Umość się i oddychaj. Pozwól się sobie tym nasycić. Pozwól rozwijać się konwersacji. Pozwól sobie zastanowić się nad tym, co mogłoby wyrosnąć z tej żyznej gleby życia. 

John Erskine napisał pięknie w swoim wierszu “Akteon” z 1906:

„Jedna kropla zapomnienia na cały świat bólu
Prosta sprawa; zachowuję jednak cierń,
By nie utracić róży”


Randy? Słyszysz mnie? Wiedz proszę, że Cię pamiętam, głęboko i nieustająco i pielęgnuję mój mały ogród w imię twojej pamięci. 

Namaste Y'all
 from Oxford, Mississippi,
Kelly Wilson

tłm. JW.