środa, 18 czerwca 2025

Cierpienia psychologicznego nie można zamykać w prostej diagnozie objawowej

Pamiętam jak na studiach wkuwałam kody jednostek chorobowych, rozkminiałam różnice między DSM, a ICD, a później z niecierpliwością oczekiwałam na nowe wydania katalogów chorób. To było fascynujące. Akademicko fascynujące. Kiedy zaczęłam pracować z ludźmi, zobaczyłam, że cały ten model diagnostyczny kupy się nie trzyma. Wystarczyło kilkoro pacjentów, żebym dołączyła do psychologów pracujących w nurcie adiagnostycznym. Chociaż ludzie często chcą, żeby nazwać to, co się z nimi dzieje, sklasyfikować. Podejrzewam, że daje to jakąś ulgę. Pomaga też pewnie rodzinom. Ale w terapii nie działa. Bo kontekst, bo pora roku, bo konstelacja rodzinna, bo traumy transgeneracyjne, bo ta faza cyklu, bo praca i tak dalej. 

Zawsze mówię: mogę nazwać ten zespół objawów zgodnie z kryteriami ICD, ale to niczego nie zmieni. Bo cierpienie jest cierpieniem, bez względu na kod choroby. A mi chodzi tylko i wyłącznie o zaopiekowanie tego cierpienia. Wiele razy też spotykałam się z tak źle postawionymi diagnozami, że nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać. Dlatego cieszę się, że Steven Hayes, jeden ze współtwórców mojej ukochanej terapii ACT, którą praktykuję od 2012 roku, coraz głośniej mówi o konieczności wyjścia z modelu medycznego w leczeniu zdrowia psychicznego. Teraz jeszcze czekam, żeby autorytety równie głośno zaczęły podkreślać nierozerwalność ciała, umysłu i duszy, nawet jeśli nie do końca jeszcze daje się ja badać (ale teorię o 21 gramach bardzo lubię). 

Poniżej tłumaczenie tekstu Stevena. Zapraszam do lektury. 

"Świat zdrowia psychicznego przechodzi cichą rewolucję — taką, która wstrząsa fundamentami naszego rozumienia czym jest psychiczne cierpienie i tego, co oznacza pełne i znaczące życie. Era diagnozy syndromowej, opartej na kategoriach chorób utajonych, powoli zanika, a na jej miejsce pojawia się coś o wiele bardziej osobistego, unikalnego i ludzkiego.

Przez ponad sto lat leczenie zdrowia psychicznego opierało się w dużej mierze na modelu medycznym. Dzieliliśmy ludzkie cierpienie na syndromy i wyobrażaliśmy je sobie jako jednostki chorób utajonych — „depresję”, „zaburzenia lękowe”, „schizofrenię” — które rzekomo istniały pod powierzchnią i dawały początek obserwowalnym objawom. Nazywaliśmy to „diagnozą”, ale tak naprawdę mieliśmy na myśli klasyfikację. Kategorie te jednak nie odzwierciedlają tak naprawdę rzeczywistej złożoności istoty ludzkiej.

Badania wprost pokazują, że tradycyjny system diagnostyczny nie spełnił swoich obietnic. Nie pomógł nam przewidzieć wyników leczenia konkretnych osób, dopasować do nich interwencji ani wyjaśnić podstawowych przyczyn cierpienia. Nawet twórcy DSM przyznają się do tych niedociągnięć. Potrzebujemy nowego podejścia — takiego, które skupia się mniej na nazywaniu problemów, a bardziej na zmienianiu życia.

To nowe podejście już istnieje i ma swoje korzenie w badaniu procesów zmian.

Zamiast pytać: „Jakie zaburzenie ma ta osoba?” uczymy się pytać: „Jakie procesy psychologiczne tu zachodzą — i jak możemy pomóc zmienić je w bardziej adaptacyjnym kierunku?”

Ta zmiana jest ogromna. Otwiera drzwi do zupełnie nowego paradygmatu naukowego — takiego, który uznaje płynną, dynamiczną naturę ludzkiego doświadczenia. W jego centrum leży idea, że ​​to, co ma największe znaczenie w zdrowiu psychicznym, to nie kategoria, do której pasuje dana osoba, ale to, jak funkcjonuje ona w danej chwili, w czasie (ja dodam jeszcze: w kontekście).

Właśnie w tym miejscu terapie oparte na procesach, takie jak terapia akceptacji i zaangażowania (ACT), są metodami pierwszego wyboru. Zamiast leczyć „zaburzenia”, ACT koncentruje się na procesach elastyczności psychologicznej, które wspierają lepsze samopoczucie w obliczu wszelkich, możliwych wyzwań. A nauka jest jednoznaczna: procesy te są równie istotne dla depresji lub lęku, jak i dla przewlekłego bólu, zażywania substancji psychoaktywnych, rodzicielstwa, wydajności czy odporności. W rzeczywistości mniej niż jedna czwarta z pierwszych 1000 badań ACT skupiała się na tradycyjnych zespołach DSM; reszta sięgała do szerszych dziedzin zdrowia behawioralnego, wydajności i dobrego samopoczucia społecznego.

Zmiana tego paradygmatu nie jest tylko techniczna — jest filozoficzna. Umieszcza jednostkę z powrotem w centrum równania zdrowia psychicznego. Wymaga, abyśmy rozumieli każdą konkretną osobę — lub parę, lub rodzinę — jako unikalny i ewoluujący wzorzec reakcji w kontekście ich własnego życia.

Jednym słowem, jest idiograficzna.

Aby naprawdę zrozumieć i pomóc ludziom, musimy zaakceptować niejednoznaczną naturę ludzkiego zachowania. To elegancki sposób powiedzenia, że ​​nie możemy zakładać, że różnice między ludźmi mówią nam, jak poszczególni ludzie zmieniają się w czasie.

Nawet w fizyce takie założenie — że zmienność międzyjednostkowa (np. w przypadku cząsteczek wody) modeluje zmiany wewnątrzjednostkowe — jest często fałszywe. A w psychologii? Jeśli nie masz do czynienia ze zbiorem zamrożonych klonów, zamień „często” na „zawsze”.

Dlatego moi koledzy i ja opowiadamy się za nowym podejściem, które nazywamy analizą idionomiczną — nauką o ogólnych prawach, które wyłaniają się ze szczegółów. Zamiast uśredniać między ludźmi i udawać, że uczymy się o jednostkach, możemy teraz badać zmienność wewnątrzosobową i sieć dynamicznych procesów, które sprawiają, że ścieżka każdej osoby do dobrego samopoczucia jest jedyna w swoim rodzaju. Nadal poszukuje się ogólnych praw — ale tylko wtedy, gdy pomagają nam lepiej zrozumieć konkretne osoby.

Kiedy przestaniemy udawać, że ludzkie życie można sprowadzić do średnich grupowych i statycznych kategorii, uzyskamy dostęp do prawdziwych mechanizmów zmian.

Kiedy skupiamy się na procesach zmian, coś innego staje się jasne: te same procesy psychologiczne, które zmniejszają cierpienie, sprzyjają również rozwojowi.

Dlatego obserwujemy drastyczną ekspansję dziedziny zdrowia psychicznego na obszary takie jak odżywianie, sen, ćwiczenia, relacje, a nawet sprawiedliwość społeczna. Nie staramy się już tylko pomagać ludziom przetrwać — pomagamy im rozkwitnąć.

W świecie ACT śledzimy tę ekspansję od lat. Interwencje zwiększające elastyczność psychologiczną nie tylko zmniejszają objawy; wzmacniają również znaczenie, witalność i więzi. Pomagają ludziom prowadzić firmę lub przebiec maraton. Pomagają zmniejszyć niepotrzebny niepokój lub uprzedzenia wobec innych. To nie przypadek. To odzwierciedlenie tego, czego ludzie potrzebują, aby dobrze żyć.

I nie ogranicza się to do licencjonowanych psychoterapeutów. Trenerzy, nauczyciele, liderzy społeczności — a nawet aplikacje cyfrowe — mogą pomóc wesprzeć procesy, które podnoszą jakość życia.

Oczywiście nie wszyscy są zachwyceni tą transformacją. Nasz obecny system opieki — i jego związek z zwrotem kosztów, licencjami i autorytetem instytucjonalnym — są ściśle powiązane z modelem choroby. Firmy ubezpieczeniowe zwracają koszty na podstawie kodów diagnostycznych. Programy szkoleniowe koncentrują się na leczeniu zespołów chorobowych. Branże warte biliony dolarów opierają się na założeniu, że zaburzenia psychiczne są chorobami utajonymi i należy je leczyć w ten sposób.

Przejście na podejście procesowe, idiograficzne kwestionuje to wszystko. Wymaga to przemyślenia sposobu świadczenia opieki, tego, kto ją świadczy i co uznaje się za dowód.

Ale potrzeba jest pilna. Zmiany społeczne, ekonomiczne i technologiczne zachodzą obecnie w tempie wykładniczym. Liniowe systemy opieki po prostu nie nadążają.

Potrzebujemy elastycznych, skalowalnych i głęboko ludzkich systemów opieki psychicznej. Oznacza to mądre korzystanie z technologii — nie w celu zastąpienia ludzkich kontaktów, ale ich wzmocnienia. Oznacza to przeszkolenie szerszego grona pomocników i wyposażenie jednostek w narzędzia do kierowania ich własnym rozwojem. Oznacza to przełamanie sztucznych barier między zdrowiem psychicznym, zdrowiem fizycznym i dobrostanem społecznym.

Ta rewolucja w zdrowiu psychicznym nie dzieje się w izolacji. Jest częścią szerszej transformacji sposobu, w jaki żyjemy i pracujemy.

W miarę jak sztuczna inteligencja i automatyzacja zmieniają gospodarkę, tradycyjne zawody są na nowo definiowane — lub całkowicie zanikają. Szybko zbliżamy się do świata, w którym „praca” może już nie być centralną zasadą organizacyjną dorosłego życia. W tym świecie znaczenie, cel, połączenie i wkład będą miały większe znaczenie niż kiedykolwiek.

Jeśli nie przygotujemy się na tę przyszłość, budując teraz odporność psychiczną, spójność społeczną i osobiste wzmocnienie, ryzykujemy, że zostaniemy przez nią porwani.

Ale jeśli się przygotujemy — jeśli przyjmiemy podejście do zdrowia psychicznego oparte na procesach, skoncentrowane na osobie — możemy pomóc zbudować świat, w którym rozkwit nie jest przywilejem nielicznych, ale prawem wszystkich.

Świat zdrowia psychicznego zmienia się, ponieważ musi się zmienić. Stary model jest zepsuty. Nowy model — zakorzeniony w procesach zmian, spersonalizowanej nauce i ludzkim rozkwicie — już nabiera kształtu.

To nie jest tylko zmiana akademicka czy zawodowa. To zmiana moralna. Jesteśmy wzywani do tego, by działać lepiej przez tych, którym służymy — do wyjścia poza kategorie i kody, i do spotkania ludzi tam, gdzie są, takimi, jacy są.

To nie będzie łatwe. Systemy opierają się zmianom. Ale pęd rośnie.

A przyszłość — jeśli zdecydujemy się ją kształtować — wygląda jaśniej niż kiedykolwiek."


Hayes, S. C. & King, G. (2024). Acceptance and Commitment Therapy: What the history of ACT and the first 1,000 randomized controlled trials reveal. Journal of Contextual Behavioral Science, 33, 100809. Doi: 10.1016/j.jcbs.2024.100809

Sahdra, B. K., Ciarrochi, J., Klimczak, K., Krafft, J., Hayes, S. C., & Levin, M. (2024). Testing the applicability of idionomic statistics in longitudinal studies: The example of ‘doing what matters.’  Journal of Contextual Behavioral Science, 32, 100728. Doi: 10.1016/j.jcbs.2024.100728