Znalazłam ten obrazek gdzieś w internecie. Nie pamiętam gdzie i nie pamiętam kiedy. Ale trafność tego mema wbiła mnie w fotel i zainspirowała do napisania niniejszego posta.
Jak każdy psycholog z pewnym doświadczeniem zawodowym miewałam w pracy różne okresy. Gdy studiowałam psychologię śledczą, nagle zaczęli pojawiać się gabinecie pracownicy CBŚ, ABW, CBA. Kiedy rozstawałam się ze swoim partnerem nastąpił wysyp podobnych spraw: depresji porozstaniowych, toksycznych relacji, samotności.
A od mniej więcej pół roku gros moich pacjentów to ludzie, którzy zamiast od razu trafić do profesjonalnego pomagacza tułali się po różnych warsztatach, spotkaniach rozwojowych, szkoleniach, kręgach i innych podobnych wydarzeniach. Czy dlatego, że zawiesiłam w ogrodzie "evil eyes" chroniące przed złym, a dom ozdobiłam łapaczami snów? Nie wiem, może...
Wiem natomiast, że odczuwanie kosmicznej energii nie uzdrowi dziecięcej traumy odrzucenia. Wpuszczanie do serca złotego światła miłości nie podniesie zdeptanej przez świat samooceny. Kolejna godzina słuchania podcastu nie nauczy budowania satysfakcjonujących relacji. Dziesiąta książka psychologiczna nie zagłuszy pragnienia, by mama, czy tata wreszcie nas docenili.
Nie chcę być źle zrozumiana. Nie ma nic złego w czytaniu książek, w warsztatach, kręgach, szkoleniach, spotkaniach rozwojowych, praktyce mindfulnesu i odczuwaniu kosmicznej energii. Każde zwrócenie się w stronę rozwoju jest więcej niż na wagę złota.
Nie można jednak oczekiwać, że tego rodzaju praktyki, miziające tak naprawdę nasze wnętrze niczym piórko kanarka, sprawią, że uporamy się z przekazywanymi przez pokolenia traumami i schematami, z wypracowanymi w ramach przetrwania w dzieciństwie mechanizmami obronnymi, które wtedy działały bezbłędnie, a teraz generują niepotrzebne cierpienie. Żeby sobie z tym poradzić trzeba zejść do najciemniejszych zakątków duszy i serca, rozgościć się tam choć mało powietrza, ciasno i śmierdzi i generalnie jest całkiem niefajnie i dopiero po dłuższym czasie odkurzania, przekładania i układania od nowa wychodzić powoli do świata i do światła. Powoli, żeby nie oślepnąć, nie zrobić krzywdy sobie i innym. Powoli, bo im dłużej żyliśmy z trudem, tym więcej trzeba czasu, żeby nauczyć się żyć z lekkością. I powoli w końcu, żeby docenić się za ogrom wykonanej pracy.
Jeśli w Twoim życiu nie dzieje się nic specjalnie trudnego - zgłębiaj siebie w każdej możliwej przestrzeni rozwojowej! To piękne doświadczenia, które zostają z nami na zawsze (nigdy nie zapomnę warsztatu z Olgą Szwajgier na przykład, do dziś dzięki niej bawię się i leczę głosem). Ale jeśli niesiesz jakiś ciężar, czujesz powiew cienia - nie marnuj czasu. Zgłoś się do "hardcorowego" psychologa, terapeuty, psychoterapeuty, który będzie Twoim czułym przewodnikiem w tej niesamowitej podróży... a później przyjdzie czas na warsztaty, kręgi i spacery po rozżarzonych węglach (jeśli będziesz nadal mieć na to ochotę). Ok? Wierzę, że dasz radę!
Joanna Wrześniowska
psycholog
psycholog śledczy
terapeuta ACT
terapeuta EMDR
Compassionate Inquiry
Trening samowspłóczucia
terapia Siedlce
psycholog Siedlce