Swoje pierwsze poronienie przeżyłam w połowie lat 90-tych, w Amsterdamie. Myślę, że dzięki temu nigdy nie było ono dla mnie traumą. Było trudnym przeżyciem, ale byłam młoda, miałam kochającego męża, a opieka szpitalna była taka, jakiej nigdy wcześniej, ani później (choć rodziłam w prywatnej klinice w Polsce), nie doświadczyłam.
Urodziłam dwoje dzieci i... zaliczyłam kolejne dwa poronienia już w Polsce. Po opowieściach znajomych i czytaniu różnych forów internetowych nie decydowałam się na wizytę w szpitalu w trakcie poronienia. Jechałam tam gdy było już po wszystkim. Zachowywałam w ten sposób resztkę szacunku dla siebie i ronionego płodu. Wspominałam Amsterdam i jakoś dawałam radę.
Nigdy jednak nie zapomnę tamtego wejścia do szpitala. Wszystkie krzesła zajęte przez ciężarne panie i ich partnerów. Czekają na ktg, na miejsce na porodówce, na konsultację, na usg. Podchodzę do kantorka, mówię, że straciłam ciążę i potrzebuję badania lekarskiego. Słyszę na to: "A skąd wie, że poroniła?" Nie powstrzymałam się i zgryźliwie odparłam: "Z dupy." Nie zaskarbiło mi to sympatii położnych, wręcz przeciwnie. Zostałam lodowatym spojrzeniem odesłana w kąt i zapomniana.
Ja sobie z tym poradziłam. Miałam wspomnienie Amsterdamu, miałam dwoje zdrowych dzieci. Ale po jakimś czasie weszła zapłakana kobieta, najwyraźniej także po stracie, a może i w trakcie. Została potraktowana dokładnie tak samo jak ja. Z tą różnicą, że dostała ulotkę na temat poronienia. I nic więcej. Siedziała zapłakana w poczekalni i nikt się nią przez kilka godzin nie zajął. Nie wiem czy na długą metę udało jej się dźwignąć tę historię.
Dlaczego o tym piszę? Bo często goszczę w swoim gabinecie panie po poronieniach, które boją się znowu zajść w ciążę, bo a) znowu poronią, b) boją się szpitala po wcześniejszych doświadczeniach.
Pracujemy narzędziem EMDR, zwanym też terapią traumy. Najpierw zajmujemy się przeszłością, potem przyszłością. Tak, EMDR pozwala usunąć obciążenia związane z traumatycznym przeżyciem nie tylko tym, które się wydarzyło (choć to jego główna rola i sprawdza się doskonale), ale także tym, które może się wydarzyć. Znikają trudne emocje. Pojawia się wewnętrzny spokój. Otwierają się nowe możliwości.
Taka praca trwa dość krótko, gdy w grę wchodzi jedno traumatyczne wydarzenie. Trochę dłużej, gdy jest ich więcej. Ale najważniejsze, że nie trzeba dźwigać niepotrzebnego cierpienia, nie trzeba się bać, nie trzeba się ograniczać.
Życie pełne jest kolorów i każdy z nas ma prawo doświadczać ich wszystkich. To się właśnie nazywa życie pełnią życia. A EMDR doskonale w tym pomaga.
wtorek, 7 maja 2019
środa, 21 listopada 2018
wtorek, 24 lipca 2018
Jak radzić sobie w trudnych chwilach
Życie nigdy nie jest usłane różami. Po górkach przychodzą dołki. Czasem mniejsze, czasem większe. W pewnym wieku zaczyna szwankować zdrowie, czasami pojawiają się problemy w pracy, czy w życiu rodzinnym. Ktoś odchodzi, ktoś umiera, ktoś zawodzi nasze zaufanie. Nie można tego uniknąć. Najważniejsze to robić swoje w zgodzie ze sobą.
Ha! Łatwo napisać, gorzej zrobić. Zazwyczaj w takich chwilach czujemy się jakbyśmy mieli zaraz się rozpaść, robi się czarno dookoła, brakuje tchu, pojawia się bezsilność i beznadzieja. To jest normalne i naturalne. Taka jest reakcja głowy i organizmu. Nie ma sensu z tym walczyć. Ale też nie ma sensu temu ulegać, bo pochłonie szybciej niż bagno.
Większość, jak nie wszyscy, chcą się jak najszybciej pozbyć bólu, trudności, zawirowań. Chcemy żyć w spokoju, pokoju i przyjemnościach. To też naturalne, ale jest to jednocześnie zaprzeczanie rzeczywistemu doświadczeniu. Nie można się oszukiwać. I szkoda tracić tak niesamowitą możliwość rozwoju.
Ludzie, którzy odnieśli sukces powtarzają, że nie ma porażek, są lekcje. Tak samo jest z trudnymi doświadczeniami. Każde z nich może nas czegoś nauczyć, może otworzyć przed nami nowe możliwości i może otworzyć nas na owe możliwości. Postawieni przy ścianie podejmujemy decyzje i działania, na które wcześniej brakowało odwagi i siły. Z drugiej strony to doskonały czas do prawdziwego, głębokiego bycia ze sobą. Obserwacja tego, co się z nami dzieje w trudnym czasie, nie tylko ułatwia przetrwanie tego czasu, ale pozwala lepiej poznać siebie, swoje mechanizmy, możliwości i słabości.
Nie odkryję Ameryki pisząc, że tylko w pełni świadome doświadczenie pozwala z godnością iść przez życie. Pisałam to już wiele razy. Pisali o tym, i piszą, inni. Ale chyba warto to powtarzać, jeśli nie dalej jak wczoraj, zdarzyła mi się myśl, że już tak bardzo nie chcę tego bólu w plecach... Na szczęście zauważyłam tę myśl, podziękowałam głowie za nią i skupiłam się na bardziej funkcjonalnej praktyce.
Więc gdy rzeczywistość da ci w twarz:
- zauważ czego w danej chwili doświadczasz - doświadczasz czyli co czujesz, jakie masz odczucia w swoim ciele; nie to co mówi o tym głowa; to bardzo ważne, bo głowa potrafi tworzyć niesamowite historie i czarować nas nimi na poziomie masters; zauważ czego doświadczasz i nazywaj to, bez względu na to, jak trudne to jest, jak bardzo chcesz się tego pozbyć,
- zauważaj wszystkie myśli, które się pojawiają; nie próbuj się ich pozbyć, po prostu pozwól im przychodzić i odchodzić, nie angażuj się w nie,
- jeśli to czego doświadcza jest bardzo, bardzo silne, nie wstydź się łez, krzyku czy zwinięcia się w kulkę - jeśli takie jest twoje doświadczanie w tej chwili to jest ok
- nie musisz kochać tego co czujesz, ale pamiętaj, że to twoje odczucia, twoje doświadczenia, pozwól im być takimi, jakie są, nie próbuj ich zmieniać, otwórz siebie, otwórz swoje serce - na tyle, na ile możesz w tej chwili i pozwól im po prostu być
- gdy już się trochę oswoisz z tym, co czujesz, wyobraź sobie, że robisz tym odczuciom miejsce, tyle miejsca ile potrzebują, żeby spokojnie oddychać; dzięki temu ty też zaczniesz normalnie oddychać i poczujesz jak bardzo twoje jest to wszystko, czego doświadczasz (a to jest niesamowita chwila!)
Następnym razem gdy znowu przytrafi się coś, co przygnie cię do podłogi, będziesz mieć doświadczenie doświadczania. Uśmiechniesz się pod nosem i powiesz: ok, takie jest moje doświadczanie w tej chwili, jestem żywa, mam prawo czuć i mam prawo czuć też to, co nie jest miłe i przyjemne, ale jest moje i to jest właśnie piękne. Choć trudne. Usiądziesz, zamkniesz oczy i wczujesz się całą sobą w to, co akurat będzie w tobie grało. A potem wstaniesz i zrobisz to, co jest do zrobienia. Bez walki.
Przesyłając moc miłości,
J.
Etykiety:
ból,
cierpienie,
emocje,
joanna wrześniowska psycholog,
problemy w pracy,
rozstanie,
rozwód,
rozwój osobisty,
śmierć,
terapia,
terapia akceptacji i zaangażowania,
trudny czas,
żałoba,
życie się wali
piątek, 16 marca 2018
czwartek, 28 września 2017
Nowy gabinet. Nowa lokalizacja.
W tym tygodniu zaprosiłam moich wspaniałych pacjentów do nowego gabinetu. Nie pochwaliłam się tym szeroko, bo nie czułam takiej potrzeby. Jednak kilkoro z nich stwierdziło, że absolutnie koniecznie muszę pokazać jasność, przestronność i ciepło nowego miejsca. Więc pokazuję... i nadmieniam, że mamy tu stałych lokatorów: kotkę Lolę i psicę Marlę.
Serdecznie zapraszamy. ul. Anieli Krzywoń 6 m. 23, Warszawa; wizyty po uprzednim umówieniu się telefonicznie 880 738 895 lub mailowo jowrzesniowska@gmail.com .
Serdecznie zapraszamy. ul. Anieli Krzywoń 6 m. 23, Warszawa; wizyty po uprzednim umówieniu się telefonicznie 880 738 895 lub mailowo jowrzesniowska@gmail.com .
niedziela, 24 września 2017
Sztuka robienia niczego, część I
Robienie niczego w naturze
Leo Babauta
tł. JW
Robienie niczego może być stratą czasu lub sztuką. W tym wpisie dowiesz się jak stać się mistrzem i w całym procesie, jak ulepszyć swoje życie, rozpuścić trochę stresu i stać się produktywnym gdy akurat pracujesz.
Zacznij od małych wyzwań
Robienie niczego, w pełnym tego słowa znaczeniu, może być przytłaczające jeśli będziesz wymagać od siebie zbyt wiele. Dlatego skup się na małych kroczkach an początku. Niech będzie to 5-15 minut, spokojne, a nawet bezpieczne miejsce - dom najlepiej, nigdy praca czy zatłoczona przestrzeń publiczna. Jest taka możliwość, że nie będziesz jeszcze w stanie robić nic na łonie przyrody, zacznij więc od sypialni albo salonu. Wybierz taki czas, kiedy nie ma zbyt wielu rozpraszaczy, dźwięków, ani ludzi, którzy mogliby ci przeszkodzić.
Wyłącz wszystkie "pokusy" - telewizor, komórkę, telefon stacjonarny, komputer. Robienie niczego jest trudne gdy "życie nas wzywa" poprzez tę całą elektronikę.
Teraz zamknij oczy i rób nic. Tak, oczywiście, mądrale zaraz zaczną się licytować, że przecież jednak COŚ robisz - siedzisz, leżysz, zamykasz oczy, oddychasz. Umawiamy się więc, że robienie niczego oznacza sytuację, w której gdyby ktoś przyszedł i zapytał co robisz - odpowiesz: "nic". Ale nie pozwalaj im pytać, ani cię niepokoić w żaden inny sposób. Pamiętaj, że to od dzisiaj dystraktory.
Robienie niczego, w pełnym tego słowa znaczeniu, może być przytłaczające jeśli będziesz wymagać od siebie zbyt wiele. Dlatego skup się na małych kroczkach an początku. Niech będzie to 5-15 minut, spokojne, a nawet bezpieczne miejsce - dom najlepiej, nigdy praca czy zatłoczona przestrzeń publiczna. Jest taka możliwość, że nie będziesz jeszcze w stanie robić nic na łonie przyrody, zacznij więc od sypialni albo salonu. Wybierz taki czas, kiedy nie ma zbyt wielu rozpraszaczy, dźwięków, ani ludzi, którzy mogliby ci przeszkodzić.
Wyłącz wszystkie "pokusy" - telewizor, komórkę, telefon stacjonarny, komputer. Robienie niczego jest trudne gdy "życie nas wzywa" poprzez tę całą elektronikę.
Teraz zamknij oczy i rób nic. Tak, oczywiście, mądrale zaraz zaczną się licytować, że przecież jednak COŚ robisz - siedzisz, leżysz, zamykasz oczy, oddychasz. Umawiamy się więc, że robienie niczego oznacza sytuację, w której gdyby ktoś przyszedł i zapytał co robisz - odpowiesz: "nic". Ale nie pozwalaj im pytać, ani cię niepokoić w żaden inny sposób. Pamiętaj, że to od dzisiaj dystraktory.
Po 5-10 robienia niczego możesz się poddać i pójść coś zrobić. Ale postaraj się praktykować nic-nie-robienie każdego dnia, ponieważ trening czyni mistrza.
Oddychanie
Pierwszym wyzwaniem w drodze do mistrzostwa jest oddychanie. Jeśli pachnie ci to medytacją, no cóż... zatkaj nos. Nie jesteśmy tu, żeby wąchać. Jesteśmy tu, by robić nic.
Najpierw weź wolny wdech, a potem powoli wypuść powietrze. Obserwuj uważnie jak powietrze wpływa przez nos, przechodzi przez tchawicę, dociera do płuc i wypełnia je. Teraz zobacz jak wypływa, przez usta i poczuj ten satysfakcjonujący proces opróżniania płuc.
Pierwszym wyzwaniem w drodze do mistrzostwa jest oddychanie. Jeśli pachnie ci to medytacją, no cóż... zatkaj nos. Nie jesteśmy tu, żeby wąchać. Jesteśmy tu, by robić nic.
Najpierw weź wolny wdech, a potem powoli wypuść powietrze. Obserwuj uważnie jak powietrze wpływa przez nos, przechodzi przez tchawicę, dociera do płuc i wypełnia je. Teraz zobacz jak wypływa, przez usta i poczuj ten satysfakcjonujący proces opróżniania płuc.
Rób to przez 5-10 minut dziennie. Praktykuj jak możesz. Gdy zaczniesz myśleć o innych rzeczach, na przykład o tym jak genialny jest ten blog, no cóż... PRZESTAŃ! Nie miej o to do siebie pretensji, po prostu przekieruj uwagę na oddychanie.
Relaksacja
Ważną częścią nic-nie-robienia jest umiejętność pełnej relaksacji. Jeśli jesteśmy napięci, wtedy robienie niczego jest naprawdę tylko dla zawodowców. Relaksacja zaczyna się od znalezienia wygodnego miejsca, żeby robić nic - może to być duży, miękki fotel, pluszowa kanapa, pachnące świeżością łóżko. gdy znajdziesz odpowiednie miejsce, ułóż się wygodnie, umość tak, żeby twoje ciało poczuło się dobrze. Pomyśl o tym jak kot układa się w legowisku, żeby mu było przyjemnie. Koty są prawdziwymi mistrzami w robieniu niczego. Nigdy nie osiągniesz ich poziomu mistrzostwa, ale możesz je traktować jako doskonałą inspirację.
Teraz wypróbuj technikę oddychania. Jeśli nie jesteś jeszcze w pełni zrelaksowany (krótka drzemka jest doskonałym wyznacznikiem wysokiego poziomu relaksacji), spróbuj automasażu. Tak, masaż jest dużo fajniejszy gdy robi nam go ktoś inny, ale automasaż jest także świetny. Zacznij od ramion i karku. Potem przesuń się w kierunku głowy i twarzy. Zajmij się też plecami, nogami, ramionami. Unikaj raczej obszarów, które mogą prowadzić, nawet nieświadomie, do robienia czegoś (choć to coś także jest relaksujące).
Ważną częścią nic-nie-robienia jest umiejętność pełnej relaksacji. Jeśli jesteśmy napięci, wtedy robienie niczego jest naprawdę tylko dla zawodowców. Relaksacja zaczyna się od znalezienia wygodnego miejsca, żeby robić nic - może to być duży, miękki fotel, pluszowa kanapa, pachnące świeżością łóżko. gdy znajdziesz odpowiednie miejsce, ułóż się wygodnie, umość tak, żeby twoje ciało poczuło się dobrze. Pomyśl o tym jak kot układa się w legowisku, żeby mu było przyjemnie. Koty są prawdziwymi mistrzami w robieniu niczego. Nigdy nie osiągniesz ich poziomu mistrzostwa, ale możesz je traktować jako doskonałą inspirację.
Teraz wypróbuj technikę oddychania. Jeśli nie jesteś jeszcze w pełni zrelaksowany (krótka drzemka jest doskonałym wyznacznikiem wysokiego poziomu relaksacji), spróbuj automasażu. Tak, masaż jest dużo fajniejszy gdy robi nam go ktoś inny, ale automasaż jest także świetny. Zacznij od ramion i karku. Potem przesuń się w kierunku głowy i twarzy. Zajmij się też plecami, nogami, ramionami. Unikaj raczej obszarów, które mogą prowadzić, nawet nieświadomie, do robienia czegoś (choć to coś także jest relaksujące).
Innym dobry sposobem, żeby się zrelaksować jest napinanie poszczególnych partii mięśni i odpuszczanie. Zacznij od stóp, przejdź do łydek, ud i tak dalej aż do czubka głowy. Hmm... jeśli umiesz napiąć i rozluźnić czubek głowy prawdopodobnie jesteś zbyt zaawansowany na ten artykuł.
Teraz, gdy jesteś już zrelaksowany, zobacz czy możesz zrelaksować się jeszcze bardziej. Ale nie próbuj relaksować się za bardzo, żebyś nie stracił kontroli nad płynami fizjologicznymi.
cdn...
Leo Babauta
tł. JW
Etykiety:
dobry humor,
jak nic nie robić,
jak odpoczywać,
leczenie bezsenności,
leczenie depresji,
lęki,
nauka relaksacji,
nerwica,
nic-nierobienie,
psycholog bemowo,
relaks,
walka ze stresem,
życie jest fajne
Subskrybuj:
Posty (Atom)